
Czasami myślę, że po ponad trzech latach psychoterapii mogłabym napisać o niej 10 tomów książek, a i tak nie dałoby się zawrzeć tam wszystkiego. Dlatego to kolejny post o terapii i absolutnie nie ostatni. 🙂
Początki mojego leczenia z biegiem czasu wydają mi się bardzo skomplikowane. Chodziłam tam w sumie dlatego, że inni uważali, że mi to pomoże. Byłam nastawiona do tego mniej więcej tak, żeby po prostu odhaczyć tę godzinę na terapii. Tymbardziej, że z pierwszą psycholog praktycznie w ogóle się nie dogadywałam (dlatego zachęcam Was do poszukiwań i niepoddawania się na początku i w trakcie leczenia). Jestem osobą niewierzącą, a ówczesna pani psycholog opowiadała mi przykłady z biblii. Nie zgadzałyśmy się ze sobą w paru też innych aspektach. Mimo, że ze znaczącej niedowagi poszłam na terapię w odpowiedniej (wciąż byłam bardzo chora), psycholożka mówiła, że ,,zobacz, ja wyglądam chudziej od Ciebie”. Nie za bardzo rozumiałam jak miało mi to pomóc, więc zrezygnowałam z tego, ale wciąż byłam pod opieką psychiatry i brałam antydepresanty.
Moje nastawienie do leczenia zaczęło zmieniać się w momencie, gdy poznałam swoją obecną psychoterapeutkę. Zdobyła ona moje zaufanie, czułam się rozumiana od pierwszych sesji, a moje problemy nie były lekceważone. Był we mnie pierwiastek bardzo chętny do walki, postanowiłam z niego skorzystać.
Nie będę ukrywać, że często coś ukrywałam i kłamałam. Czasami ciężko wyjść nam ze swojej bezpiecznej strefy komfortu. Dla mnie były to moje zaburzenia odżywiania. Chciałam zniszczyć anoreksję, ale choroba była dla mnie tak znana, że trudno było mi wyjść poza jej mury, które wokół mnie zbudowała. Burzę je po cegiełce, dzięki temu, że zaczęłam korzystać z psychoterapii. Psychoterapeutka dawała (i daje) mi pełno wskazówek, z których to ja muszę chcieć korzystać.
Gdybym nie zdecydowała się na korzystanie z terapii, pewnie wciąż tkwiłabym w całkiem niezłym bagnie.
Chodzenie na psychoterapię
Wchodzisz do gabinetu, uśmiechasz się i mówisz to co psychoterapeuta chciałby usłyszeć. Nie opowiadasz o swoich prawdziwych uczuciach, kłamiesz. Po sesji nic nie pamiętasz i wracasz do starych nawyków. Do czego to doprowadzi? Prosta i krótka odpowiedź – do niczego.
Mimo mojej świadomości po co mi jest psychoterapia, takie zachowanie zdarza mi się do dzisiaj. Większość swojego życia spełniałam oczekiwania innych, a jak czułam się przez to źle to udawałam, że wciąż jest dobrze. Taki schemat zapisał się w mojej głowie, ale teraz wiem, że wcale nie muszę tego robić.
Korzystanie z psychoterapii
Podam Wam parę sposobów jak ja korzystam z psychoterapii:
- Po spotkaniach staram się zapisywać wnioski z nich w swoim terapeutycznym zeszycie, do którego w złych chwilach, albo momentach, gdy nie wiem jak sobie poradzić, po prostu zaglądam.
- Mówię stuprocentową prawdę.
- Wykonuję zadania, które moja psychoterapeutka daje mi do domu… Czasami jest to cięższe niż referaty z fizyki… Serio! 😉
- Piszę dla Was posty, o tym, o czym rozmawiałam, żebyście i wy mogli z tego skorzystać.
- Wyrażam swoje emocje w trakcie terapii. (Przywykłam do ukrywania ich, ale staram się je pokazywać, najłatwiej idzie mi ze smutkiem, gorzej ze złością)
- Nie oczekuję rozwiązania moich problemów przez psycholożkę. Wiem, że to, czy jakiekolwiek zmiany wprowadzę do swojego życia, zależy tylko ode mnie. Na psychoterapii nie dostaniemy gotowego planu na każdą komplikację, za to dostaniemy wskazówki, które mogą nam pomóc.
- Gruntowna zmiana pojawi się z czasem, nie zjawi się po pierwszym spotkaniu.
Z moich wymienionych sposobów najczęściej korzystam, choć jasne, że zdarzają mi się gorsze momenty, kiedy mam ochotę rzucić to wszystko i po prostu odhaczyć tę godzinę. Na szczęście z czasem są one coraz rzadsze.
Staram się korzystać z psychoterapii, a nie tylko na nią przychodzić. A ty co wybierasz?
~Angelika