Co wyniosłam z tych dwunastu w większości trudnych miesięcy? 

W lutym skończyłam 18 lat i przez chwilę czułam się najszczęśliwszą dziewczyną  na świecie. Tyle czasu w końcu czekałam na ten „magiczny dzień”. 

W ciągu mijającego roku zorganizowałam parę wydarzeń w moim mieście, udzieliłam dwóch wywiadów, Azyl został patronem konferencji… Wydarzyło się wiele, naprawdę miłych sytuacji, które nastrajały mnie bardzo pozytywnie. Otrzymałam też sporo budujących komentarzy dotyczących działalności strony. To wszystko sprawiało, że uśmiechałam się sama do siebie – czułam, że robię coś dobrego. Te wszystkie dobre rzeczy trzymały mnie przy życiu. 

Ten rok to też czas, w którym wylałam najwięcej łez na psychoterapii – wreszcie zrozumiałam, że płacz nie jest powodem do wstydu. Zastanawiałam się tylko czasem, czy jest jakiś limit? Czy może szklanka łez to zbyt dużo? 

Latem okazało się, że moje wyniki badań krwi są złe i usłyszałam od lekarza, że to może być coś poważnego. Było mi strasznie trudno, czułam jak wracając z tej wizyty uginają mi się nogi. Zaczęłam sprawdzać w internecie, co może mi dolegać… Szukanie informacji na Googlach to był spory błąd, bo tylko bardziej się zestresowałam. Zawsze obawiałam się, jakiejś poważnej choroby. Na psychoterapii zrozumiałam coś, co teraz mówię nawet moim bliskim. Niewiedza o złym stanie zdrowia nie sprawi, że będziemy zdrowi. Natomiast wiedza o nim, pomoże nam znaleźć przyczynę i ustalić plan leczenia.

Pomiędzy chodzeniem do lekarza, a odpoczywaniem straciłam bliską przyjaciółkę, co było kolejnym trudnym doświadczeniem. Teraz na szczęście już pogodziłam się z tym i cieszy mnie, że ona układa sobie życie powolutku od nowa. Ja odkryłam też dzięki tej sytuacji, że mam tak samo wartościowe osoby obok siebie – na miejscu. 

W listopadzie wydarzyło się coś, co połamało moje serce na małe kawałki… Po rocznym leczeniu zmarła moja kochana babcia (pisałam już o tym jeden post, który znajdziecie [tutaj]). Jest to moje pierwsze doświadczenie żałoby. Strata tak bliskiej osoby jest dla mnie bardzo bolesna. Pozwoliłam sobie sobie na smutek w tłumie,  w szkole, ale tylko na początku. Później poczułam, że nie wypada mi być nieszczęśliwą… Babcia przestała cierpieć, a ja od wielu osób słyszałam, że przecież jestem silna i dam sobie radę… Gdy do moich uszu trafiały takie słowa, miałam ochotę wybuchnąć. Straciłam bardzo ważną osobę i mogę nie dawać sobie z tym rady. Moim marzeniem było wtedy po prostu nie bycie silną osobą. Pozwoliłam sobie na to – JA – bo nikt inny nie może mi dać zezwolenia. 

Świąteczny czas był trudny, pierwszy raz, zamiast przy wigilijnym stole dzielić się opłatkiem, zapaliłam znicz na grobie. 

Mam wrażenie, że dobiłam do ściany, ale nie martwię się już tym – widzę, że obok są drzwi, muszę tylko przeżyć żałobę i znajdę wtedy do nich klucz. 

Patrzę na rok 2020 z nadzieją, której ostatnio bardzo mi brakowało.

Wiele wskazuje na to, że uda się spełnić jedno z moich największych marzeń… Ale wszystko na razie to tajemnica. 🙂
Żegnaj stary roku, chciałam nazwać Cię najgorszym w moim życiu, ale wiele mnie nauczyłeś. Jestem Ci wdzięczna, mimo wszechogarniającego mnie cierpienia.

~Angelika Friedrich