Ostatnio podjęłam bardzo dla mnie trudną decyzję, kosztowała mnie naprawdę wiele, ale dzięki niej jestem z siebie dumna. Pozbyłam się ze swojej szafy rozmiaru 32 (inaczej XXS). Minęły już aż dwa lata odkąd osiągnęłam zdrową wagę i mogę żyć pełnią życia. Wyjęcie tych rzeczy z mojej szafy to takie ostateczne, symboliczne pożegnanie… Bo choć czasem anoreksja dalej próbuje mnie zmanipulować, to wiem, że ja nie chcę do niej wracać. Nie raz jest mi niesamowicie trudno, ale ja naprawdę chcę żyć i zmieniać świat.

Towarzyszy mi teraz przeogromna niepewność – skończyłam liceum, jestem przed rekrutacją na studia. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy w październiku moje życie będzie toczyło się w Katowicach, Krakowie czy Warszawie. Choć wydaje się to błahe, to strasznie się martwię i właśnie w takich momentach brakuje mi “poczucia kontroli”.

Poczucie kontroli

Gdy na świecie dzieje się wiele zła, z każdego kąta docierają do nas negatywne wieści, a ludzie sieją wokół nienawiść… Chciałabym to zmienić. Moim marzeniem jest zarażenie ludzi empatią, szacunkiem i miłością wypływającą z mojego serca. Ale teraz wiem, że nie mogę tego zrobić. W takich momentach w mojej głowie powstaje myśl, że przecież “mogę kontrolować kalorie i wagę”.
O ile parę lat temu dałam się na to nabrać, to teraz wraz z moją dużą samoświadomością (którą nabyłam na psychoterapii) jesteśmy silniejsze. Za każdym razem te wszystkie liczby, nie były kontrolowane przeze mnie, choć moja choroba robiła wszystko, żebym wierzyła, że to moja “zasługa”.

Jestem gotowa

Teraz już wiem, że nie brakuje mi mojej choroby. Brakuje mi tych pozytywnych aspektów, które ona mi dawała. Plusy anoreksji brzmią przerażająco, ale ja naprawdę je dostrzegam. Czułam się wtedy bezpieczna i zaopiekowana, czego nie dawali mi moi najbliżsi.
Jest to śmiertelna i bardzo poważna choroba, nie warto znów wchodzić w jej sidła. Chcę żyć bez niej, ale z pamięcią o niej, żeby wiedzieć, kiedy muszę o siebie zadbać dwa razy mocniej lub poprosić kogoś o pomoc. Choroba nie jest mną.

Jestem przygotowana na każdą następną próbę nawrotu anoreksji, czuję się silna i wierzę, że już nie dam jej rozkwitnąć w mojej głowie. Choć rozkwitnięcie to raczej złe słowo, ujmę to inaczej – nie dam jej w moim ogródku pełnym pięknych kwiatów zasadzić chwasty. Nie tym razem, ani żadnym następnym. Pisząc te ostatnie zdania mam łzy w oczach, bo czasem nie dociera do mnie, jak wiele osiągnęłam… Wygrałam swoje życie.

Od czerwca jest mi niesamowicie trudno, ale wiem, że dam radę i przetrwam, bo mam wkoło wielu cudownych ludzi, dla których moje zdrowie i obecność jest ważna. Każdy zły czas przemija, a przede mną – i Wami – sporo nowości i miłych wiadomości dot. Nastoletniego Azylu. 🙂